NIEPOGODA – zmora każdej mamy! Najgorsze, co może przytrafić się przy pełnym energii maluchu. Amelia jest bardzo żywiołowym dzieckiem i po dwóch dniach siedzenia w domu bez spaceru robi się po prostu nie do wytrzymania.
Rozdrażniona, marudna i jeszcze bardziej pobudzona niż zwykle. Z racji tego, że wśród naszych znajomych mieszkających w tym samym mieście nie ma jeszcze tych, którzy są rodzicami a my dopiero uczymy się tej roli, nie bardzo mieliśmy pomysł czym zając nasz mały Wulkan Energii wtedy, kiedy spacer nie wchodzi w grę, a zdaniem Amelki wszystkie zabawki w domu są już passé.
Kompletnie nie byliśmy przekonani do bawialni, które znajdują się najczęściej w centrach handlowych – i to był nasz błąd! Robiliśmy kilka podejść – przechodząc obok zaglądaliśmy w jakim wieku bawią się tam dzieci – byliśmy przekonani, że to miejsce do którego rodzic nie wchodzi, tylko zostawia dziecko, a sam idzie na zakupy (tak jest w IKEA – ostatnio byliśmy tym mega rozczarowani).
W końcu odważyliśmy się spróbować – do dziś żałujemy, że tak późno.
Mel, która była małym dzikusem i daleko jej było do „cygańskiego dziecka”, po kilku wizytach w takich miejscach bardzo otworzyła się na innych ludzi, a przede wszystkim na dzieci.
Duża, bezpieczna przestrzeń, cała masa nowych zabawek, muzyka i inne maluchy- strzał w 10 🙂
Miłym zaskoczeniem było też to, że dla dziecka, które jeszcze nie chodzi, wstęp jest bezpłatny.
Jeśli sami chcemy trochę ‚odpocząć’, a nie chodzić krok w krok za maluchem, nie polecam wybierać się na weekend – 90% gości bawialni to dzieci w wielu 3-6 lat, które ganiają z prędkością światła nie patrząc pod nogi na raczkujące szkraby. Za to w tygodniu w godzinach ranno/popołudniowych zdecydowana większość to rówieśnicy Amelki.
Staramy się chodzić z Amelią chociaż dwa razy w tygodniu – po takiej wizycie jak już się wyszumi – ja mam dłuższą chwilę dla siebie 🙂 bo pada jak kawka.
Kolejnym pomysłem było wybranie się we trójkę do kina. Nie wiem jak w innych miastach, ale we Wrocławiu co czwartek jest tak zwana „wózkownia”. Niestety nie ma opcji wyboru filmu, ponieważ jest to tylko jeden seans – ale zawsze to coś. My byliśmy na „La la land”. Początkowo nie mogłam sobie tego wyobrazić… potem myślałam, że będzie to porażka, a ostatecznie – znowu miło się zaskoczyłam! Na sali panuje półmrok, film nie jest puszczany tak głośno jak zwykle, na dole znajduje się przewijak nad którym pali się światełko. Jest też plac zabaw z animatorem/opiekunem – naprawdę nie ma się czego przyczepić 🙂
I te wszystkie maluszki ‚mówiące’ jeden przez drugiego – one naprawdę się rozumieją! 🙂 -zdecydowanie jesteśmy na TAK.
Chodzimy też na basen czy do kawiarnio – dzieciarni (te kawiarenki to fajna sprawa, masz pewność że spotkasz tam kogoś z kim na pewno znajdziesz wspólne tematy, a dziecku zasponsorujesz trochę nowych znajomości i emocji).
ALE CO JEŚLI NIE MAMY MOŻLIWOŚCI WYJŚĆ Z DOMU?!
I tu ostatnio zagłębiłam się w temacie „jadalnych farbek”. Szukając informacji na ich temat dowiedziałam się, że rozwój mowy dziecka zależy od sprawności manualnej. Za te dwie czynności: mówienie i manipulację przedmiotami odpowiadają sąsiadujące ze sobą ośrodki w mózgu. Rozwój małej motoryki idzie więc w parze z nauką mowy. Malowanie to bardzo dobre ćwiczenie rączek, które jednocześnie pobudza dziecięcą wyobraźnię i kreatywność.
(Przeczytałam również o tym, że kolorowanki to zło, bo zabijają dzieciom wyobraźnie, przygotowują myślenie do podporządkowywania się narzuconym schematom, czyli kształtują myślenie szablonowe – nigdy się nad tym nie zastanawiałam, bo nie jesteśmy jeszcze na tym etapie ale myślę, że zgodzę się z tym w 100%)
W internecie znalazłam sporo ofert bezpiecznych kredek, farbek i plasteliny dla roczniaka. Postanowiliśmy jednak postawić na farbki handmade głównie dlatego, że wtedy mamy pewność z czego zostały zrobione.
Do wykonania farbek potrzebujemy:
– opakowanie duże jogurtu greckiego lub naturalnego (ważne, żeby był gęsty – łatwiej będzie się go łapać małymi rączkami)
– dowolne warzywa / owoce / barwniki spożywcze
– sokowirówka / wyciskarka do soków / widelec
– miseczki na gotowe farbki
My zrobiliśmy 4 kolory:
ZÓŁTY I NIEBIESKI – odrobina barwnika spożywczego
CZERWONY – sok z truskawek
ZIELONY – sok z jarmużu
Nasze dzisiejsze malowanie jest dopiero początkiem przygody. Mamy zamiar praktykować to częściej! Amelka wyraźnie była zainteresowana i z ochotą smakowała kolorowe papki (oczywiście nie polecam się nimi zajadać, ale w małych ilościach nie zaszkodzą).
Wielka szkoda że nie możemy zatrzymać tego pierwszego arcydzieła Amelki na pamiątkę- myślę że po tygodniu grzyby wynalazłyby tam koło haha
A Wy jak radzicie sobie z maluchem i niepogodą? 🙂
Buziaki!